piątek, 30 listopada 2018

#20 makarski czas: kwiecień-lipiec

Zeszłoroczne wakacje zaczęłam opisywać w styczniu. Tym razem startuję z letnimi wspomnieniami pod koniec listopada - jest więc postęp! 

W poprzednim wpisie zapowiadałam chorwackie wakacje... No cóż, plany trochę się pozmieniały i w Makarskiej spędziłam tylko półtorej miesiąca. I opisem właśnie tego czasu w skrócie się tu zajmę! 



Przed nami jeszcze cały miesiąc roku 2018, ja jednak pokuszę się już o małe podsumowanie. Ten rok był dla mnie naprawdę dziwny, pełen zmian, przy tym naprzemiennie: albo bardzo monotonny i dający mi poczucie braku jakichkolwiek perspektyw (poszukiwanie pracy miesiącami), albo szalony, pełen akcji i atrakcji. 
Po bardzo nerwowym i leniwym kwartale, nastąpiła Makarska - możliwość pracy jako rezydent dla jednego z polskich touroperatorów. Wyjazd w kwietniu i majowe szkolenie były dla mnie niesamowite! Zmierzyłam się wtedy z wypadkiem turystów w górach, kontaktem ze służbami ratunkowymi, prowadziłam dyskusje z lekarzami... I dałam radę! Dało mi to wielkiego kopa pewności siebie i satysfakcji!
Poza tym? Poza tym to ogólnie miałam pod opieką małą liczbę turystów i nie miało się nic dziać i poza wspomnianym incydentem, za dużo rzeczywiście się nie działo... Więc dużo spacerowałam, czytałam książkę i kolorowe magazyny siedząc na ławce na wybrzeżu, piłam kawki na mieście, zajadałam się pysznościami i budowałam w sobie przekonanie, że to będzie cudowny sezon w Makarskiej! No i jednak nie do końca taki był...

Do Makarskiej wróciłam w połowie czerwca. Przyjechałam jako pilot z jednym z turnusów i miałam zostać w Chorwacji do połowy września, a w razie potrzeby może i do października. Turystów było duuużo więcej niż podczas majówki, więcej zadań, możliwości, pracy. Na początku naprawdę wszystko było niesamowite!



Prowadziłam kilka wycieczek fakultatywnych. Przy okazji co nieco zobaczyłam. Teraz żałuję, że nie jeździłam więcej i tak się ograniczałam, ale dla rezydenta wycieczka to żadna atrakcja [wniosek nr 1: dla rezydenta wycieczka to nuda - ciągle to samo - i odpowiedzialność: ciągłe przeliczanie osób i stres, żeby nikt się nigdzie nie zgubił; to nie super darmowa wycieczka, z której pracownik korzysta i świetnie się bawi. A tak niestety często myślą Klienci....]. W rutynę wszedł mi fish picnic, czyli rejs na wysypy Hvar i Brač. Byłam także w Dubrovniku oraz Splicie i Trogirze. 

Z czasem niestety atmosfera w firmie zaczęła się psuć. Odszedł główny rezydent a ja wskoczyłam na jego miejsce. Ilość obowiązków, do przejęcia których nie zostałam przygotowana, mnie przerosła... Przyjeżdżały różne osoby, by mi pomóc, ale to nie było to. Mało spałam, jadłam fast foody, byłam wykończona, a turyści byli wściekli, bo nie byłam w stanie zapewnić im tego, czego oczekiwali. I w końcu ja też złożyłam wypowiedzenie. I jestem z tego dumna. Nie chcę wchodzić w szczegóły, nie chcę opisywać co się działo, ale dla mnie to nie była ucieczka, to było przeciwstawienie się i głośne wypowiedzenie swojego zdania. Po prostu!
Ten czas nauczył mnie mnóstwo! I o pracy, i o mnie. Stałam się silniejsza, odważniejsza, bardziej otwarta, nauczyłam się organizacji i ogarniania kilku rzeczy na raz. A dodatkowym, bardzo miłym plusem pobytu w Chorwacji w lipcu 2018 był fakt, że obserwowałam niesamowite szaleństwo związane z kibicowaniem podczas Mundialu! 


Nie żałuję niczego. Żałowanie nie ma sensu. Dostrzegam mnóstwo plusów tej przygody! A co jeszcze lepsze, po złożeniu wypowiedzenia, odnalazłam ogłoszenie innego biura podróży, które poszukiwało rezydenta do Czarnogóry. Wysłałam CV, otrzymałam odpowiedź, pod koniec lipca wsiadłam w autobus jadący do Herceg Novi... i byłam tam aż do października! Chyba jednak nie jestem więc aż tak złym rezydentem? ;)

Wniosek nr 2: jeżeli ktoś kiedyś trafił na imprezującego, mało robiącego rezydenta, to ma mylne wyobrażenie o tym zawodzie... Wierzę, że zdarzają się takie osoby, ale proszę mi wierzyć, że rezydentura to bardzo odpowiedzialna, wymagająca całkowitego zaangażowania i wyczerpująca praca! Ciągłe bycie pd telefonem, problemy dotyczące najdrobniejszych szczegółów, organizowanie dodatkowych udogodnień, wyjazdy do szpitala... Mało snu, dużo nerwów i ciągłe bycie miłym - oto tajemnica bycia rezydentem!

Wniosek nr 3: turystyka i ciągły kontakt z wymagającymi turystami, to najlepsza szkoła rozwijająca umiejętności organizacyjne! Jeśli ktoś nie czuje się w tym dobrze - zapraszam do turystyki! Co kilka dni należy stworzyć coś z niczego i przedstawić to roszczeniowej osobie jako to, czego potrzebuje najbardziej!

Wniosek nr 4: nieśmiałość? małomówność? Może na co dzień, ale nie przy turystach! Nie lubię mówić za dużo, nie lubię gadać bez sensu, ale podczas rezydentury idealnie wyrobiłam w sobie ten nawyk! Nie wiesz co mówić? Byle co, byle brzmiało mądrze, byle podkreślić, że mówiła mi to osoba pochodząca stąd i powiedzieć ile razy już się tu było. O taaak. Generalnie, to ja mogę naprawdę dużo mówić, jeśli trzeba! Tego się nauczyłam!


A Makarska? Co o niej sądzę?


Myślę, że to miejsce z potencjałem, które kiedyś było niesamowite. A dziś jest co najwyżej ciasne, zatłoczone i męczące... Mimo że piękne, nie chciałabym przyjechać tu na wakacje. Dlaczego?

główny rynek wraz z kościołem św. Marka;
zdjęcie majówkowe, jeszcze sprzed sezonu

Na jednym zdjęciu widoczne góry (Biokovo, z drugim najwyższym chorwackim szczytem sv. Jure), na drugim - morze. Rzadko takie widoki trafiają się obok siebie (choć w kolejnych postach przeniesiemy się do Czarnogóry i tam będzie o tym jeszcze mowa!). Bliskość wysp. Wszystko piękne i idealne! A przez to zatłoczone, nie dające nawet chwili wytchnienia, nie pozwalające cieszyć się tym co wokół...
Makarska to małe miasteczko, nie będące w stanie zapewnić komfortu takiej chmarze turystów. Niestety. Tłok, przepychanki, rezerwacje miejsca na plaży i kolejki do restauracji - czy to na pewno wypoczynek?





A może dla tych widoków warto?
Yhm... Majówka w Makarskiej? 
Gdy jeszcze nie ma tłumów?

Warto to może przemyśleć... ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz