Styczniowo-lutowe niepokoje, marcowe call centre i szczęśliwy kwiecień!
Rok 2017 uznaję, za jeden z najlepszych w moim życiu - dwa wyjazdy do Berlina, lutowy wypad do Skopje, cudowne wakacje w Kosowie, udział w koncercie Kayah i Bregovicia... Chyba dlatego, mimo iż nie udało mi się wyjechać w styczniu do Chorwacji, w rok 2018 wkroczyłam z ogromną dawką optymizmu i wiarą że ten rok będzie równie udany. Rozwiozłam CV gdzie tylko się dało, wyjechałam na kilka dni do domu i oczekiwałam, że telefon nie przestanie dzwonić, że wszyscy pracodawcy będą się odzywać w związku z moją kandydaturą do pracy i że w sumie mój wyjazd do domu wcale nie miał sensu, bo przecież i tak zaraz będę musiała wracać do Torunia na niezliczoną ilość rozmów kwalifikacyjnych...
Niezbyt wyraźne i szalone zdjęcie z bardzo szalonej podróży Toruń - Grudziądz - Łasin |
U rodziców spędziłam ponad dwa tygodnie i przez ten czas nie zadzwonił ani jeden telefon. Byłam naiwna myśląc, że nie mając już zajęć na uczelni, będąc w pełni dyspozycyjna, nie mając wielkich wymagań, znajdę jakąkolwiek pracę. O nie! To tak nie działa! Znalezienie pracy niestety graniczy z cudem... Tak więc siedziałam trochę w domu, trochę w akademiku, próbując pisać pracę magisterską i będąc załamana, że marnuję czas na bezczynne czekanie na pracę.
W międzyczasie, w akcie desperacji, próbowałam swoich sił w dwóch call centre. Ale jedyne co mam do napisania w tym temacie, to po prosu NIE!
Poza tym, 27 lutego, założyłam aparat ortodontyczny! Taaaak! Tak bardzo się cieszę! W końcu jakaś sprawa się ruszyła. Nie ukrywam, że aparat był moim wielkim marzeniem. Skoro nie udało mi się wyjechać za granicę, wiedziałam że muszę zająć się chociaż tą kwestią - i udało się!
aparat stał się powodem, dla którego swoim niezbyt dobrym aparatem fotograficznym w telefonie, zaczęłam robić sobie niezliczoną ilość selfie |
Skoro nie ruszyłam znacząco z pisaniem pracy magisterskiej, to chociaż postanowiłam się trochę pobawić. A jako że na początku roku, w Toruniu odbyły się dwie Bałkańskie Potupajki, była ku temu okazja! Poza tym, w ramach niemarnowania czasu, oglądałam ogromną ilość filmów (obejrzałam wszystkie tegoroczne nominowane do Oscara produkcje!), zaczęłam czytać więcej książek, a w marcu postarzałam się o kolejny rok (i z tej okazji dostałam m.in. przepiękny prezent, cudowną książkę Szczęśliwa skóra).
Łudziłam się, że założenie aparatu stanowi przełom, jest pozytywnym przewrotem w moim życiu i teraz wszystko będzie już tylko lepiej. Czekałam na to cały marzec. Zaczęłam już nawet bardzo poważnie rozważać powrót na stałe do rodziców, gdy nagle z końcem marca wszystko naprawdę zaczęło się układać! Dostałam pracę jako recepcjonistka w Hostelu Toruń Główny.
kolejne niewyraźne selfie, tym razem bez pokazywania aparatu, z mojej pięknej recepcji |
Z nadejściem wiosny, wszystko zaczęło być jeszcze piękniejsze! Nie tylko otrzymałam świetną pracę w Toruniu, ale dostałam się także do pracy Chorwacji! Tak - już niedługo będę panią rezydent w Makarskiej. I mogę o tym powiedzieć głośno i napisać publicznie, bo to już pewne!
piękny wiosenny Toruń |
i piękna wiosenna ja! |
Kiedy w końcu dostałam pracę, a później otrzymałam informację o wyjeździe do Chorwacji, poczułam chęć kolejnego wyjazdu. Choćby malutkiego. I w ten sposób, razem z drugą Anią - Anią B., postanowiłyśmy wybrać się do Bydgoszczy, do Muzeum Mydła i Historii Brudu i tak właściwie to własnie o tym miał być ten post!
WYCIECZKA DO BYDGOSZCZY |
Skoro właśnie Bydgoszcz miała być tematem przewodnim postu, a niekoniecznie nim jest, podejrzenia że wyjazd nie był jakiś wyjątkowy, są słuszne! Był to przemiły dzień. Słoneczny, idealny na spacer i zwiedzanie w miłym towarzystwie. Tylko że... zwiedzać nie do końca było co.
Nie ukrywam, że nie przygotowywałyśmy się do tego wyjazdu. Prawdopodobnie gdyby wziąć do ręki przewodnik turystyczny i przeanalizować wszystkie atrakcje Bydgoszczy, byłoby co tam robić. Na przykład na zawsze pozostanę fanką Myślęcinka, jednak na zawędrowanie aż tam, nie wystarczyło nam czasu.
Wyspa Młyńska |
Dzień przed wyjazdem do Bydgoszczy wybrałam się do domu. We wtorek, 17.04, byłam człowiekiem w podróży - przyjechałam do Torunia od rodziców, zostawiłam w pokoju swoje rzeczy i biegłam już na dworzec PKP, skąd udałyśmy się z Anią do Bydgoszczy.
Przyjechałyśmy tam, przespacerowałyśmy się przez Wyspę Młyńską, dotarłyśmy do Starego Rynku, przeszłyśmy po Alei Gwiazd i dotarłyśmy do głównego celu naszej podróży - Muzeum Mydła i Historii Brudu.
Czy polecam zwiedzić to muzeum?
To właśnie główny problem - muzeum było naszym głównym celem, a okazało się niewarte uwagi. Prawdopodobnie mając piętnaście lat mniej, bawiłybyśmy się nieźle mieszając magiczny kisiel (czyli gotową masę mydlaną) z barwnikiem i olejkiem zapachowym, myśląc, że same, własnoręcznie wykonałyśmy prawdziwe mydło.
zapomniałabym - mydło to nie tylko magiczny kisiel, barwnik i zapach, ale także płatki owsiane, kawa bądź lawenda - do ozdoby! |
Ten sposób samodzielnego wykonania mydła, nie do końca nas satysfakcjonował. Ekspozycja muzeum była dość uboga, a pan który nas oprowadzał, miał przygotowany tekst, który zdecydowanie sprawdziłby się w przypadku młodszych odbiorców...
W żadnym wypadku nie żałuję jednak tego wyjazdu! Był nieco chaotyczny i szalony, czyli po prostu taki w naszym stylu - po prostu KOSMOS! :)
P.S. Czy ja już gdzieś pisałam, że od września nie jem mięsa? I tak - ten pozytywny stan utrzymuje się nadal :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz