poniedziałek, 23 kwietnia 2018

#18 To już kwiecień! Miesięcznik piąty

Czyli jak mi minął pierwszy kwartał tego roku...


Styczniowo-lutowe niepokoje, marcowe call centre i szczęśliwy kwiecień!


Rok 2017 uznaję, za jeden z najlepszych w moim życiu - dwa wyjazdy do Berlina, lutowy wypad do Skopje, cudowne wakacje w Kosowie, udział w koncercie Kayah i Bregovicia... Chyba dlatego, mimo iż nie udało mi się wyjechać w styczniu do Chorwacji, w rok 2018 wkroczyłam z ogromną dawką optymizmu i wiarą że ten rok będzie równie udany. Rozwiozłam CV gdzie tylko się dało, wyjechałam na kilka dni do domu i oczekiwałam, że telefon nie przestanie dzwonić, że wszyscy pracodawcy będą się odzywać w związku z moją kandydaturą do pracy i że w sumie mój wyjazd do domu wcale nie miał sensu, bo przecież i tak zaraz będę musiała wracać do Torunia na niezliczoną ilość rozmów kwalifikacyjnych... 

Niezbyt wyraźne i szalone zdjęcie z bardzo szalonej podróży
Toruń - Grudziądz - Łasin

U rodziców spędziłam ponad dwa tygodnie i przez ten czas nie zadzwonił ani jeden telefon. Byłam naiwna myśląc, że nie mając już zajęć na uczelni, będąc w pełni dyspozycyjna, nie mając wielkich wymagań, znajdę jakąkolwiek pracę. O nie! To tak nie działa! Znalezienie pracy niestety graniczy z cudem... Tak więc siedziałam trochę w domu, trochę w akademiku, próbując pisać pracę magisterską i będąc załamana, że marnuję czas na bezczynne czekanie na pracę. 

W międzyczasie, w akcie desperacji, próbowałam swoich sił w dwóch call centre. Ale jedyne co mam do napisania w tym temacie, to po prosu NIE!

Poza tym, 27 lutego, założyłam aparat ortodontyczny! Taaaak! Tak bardzo się cieszę! W końcu jakaś sprawa się ruszyła. Nie ukrywam, że aparat był moim wielkim marzeniem. Skoro nie udało mi się wyjechać za granicę, wiedziałam że muszę zająć się chociaż tą kwestią - i udało się!

aparat stał się powodem, dla którego swoim niezbyt dobrym aparatem fotograficznym w telefonie,
zaczęłam robić sobie niezliczoną ilość selfie 

Skoro nie ruszyłam znacząco z pisaniem pracy magisterskiej, to chociaż postanowiłam się trochę pobawić. A jako że na początku roku, w Toruniu odbyły się dwie Bałkańskie Potupajki, była ku temu okazja! Poza tym, w ramach niemarnowania czasu, oglądałam ogromną ilość filmów (obejrzałam wszystkie tegoroczne nominowane do Oscara produkcje!), zaczęłam czytać więcej książek, a w marcu postarzałam się o kolejny rok (i z tej okazji dostałam m.in. przepiękny prezent, cudowną książkę Szczęśliwa skóra).




Łudziłam się, że założenie aparatu stanowi przełom, jest pozytywnym przewrotem w moim życiu i teraz wszystko będzie już tylko lepiej. Czekałam na to cały marzec. Zaczęłam już nawet bardzo poważnie rozważać powrót na stałe do rodziców, gdy nagle z końcem marca wszystko naprawdę zaczęło się układać! Dostałam pracę jako recepcjonistka w Hostelu Toruń Główny

kolejne niewyraźne selfie, tym razem bez pokazywania aparatu,
z mojej pięknej recepcji

Z nadejściem wiosny, wszystko zaczęło być jeszcze piękniejsze! Nie tylko otrzymałam świetną pracę w Toruniu, ale dostałam się także do pracy Chorwacji! Tak - już niedługo będę panią rezydent w Makarskiej. I mogę o tym powiedzieć głośno i napisać publicznie, bo to już pewne! 

piękny wiosenny Toruń


i piękna wiosenna ja!

Kiedy w końcu dostałam pracę, a później otrzymałam informację o wyjeździe do Chorwacji, poczułam chęć kolejnego wyjazdu. Choćby malutkiego. I w ten sposób, razem z drugą Anią  - Anią B., postanowiłyśmy wybrać się do Bydgoszczy, do Muzeum Mydła i Historii Brudu i tak właściwie to własnie o tym miał być ten post!


WYCIECZKA DO BYDGOSZCZY

Skoro właśnie Bydgoszcz miała być tematem przewodnim postu, a niekoniecznie nim jest, podejrzenia że wyjazd nie był jakiś wyjątkowy, są słuszne! Był to przemiły dzień. Słoneczny, idealny na spacer i zwiedzanie w miłym towarzystwie. Tylko że... zwiedzać nie do końca było co. 
Nie ukrywam, że nie przygotowywałyśmy się do tego wyjazdu. Prawdopodobnie gdyby wziąć do ręki przewodnik turystyczny i przeanalizować wszystkie atrakcje Bydgoszczy, byłoby co tam robić. Na przykład na zawsze pozostanę fanką Myślęcinka, jednak na zawędrowanie aż tam, nie wystarczyło nam czasu. 

Wyspa Młyńska

Dzień przed wyjazdem do Bydgoszczy wybrałam się do domu. We wtorek, 17.04, byłam człowiekiem w podróży - przyjechałam do Torunia od rodziców, zostawiłam w pokoju swoje rzeczy i biegłam już na dworzec PKP, skąd udałyśmy się z Anią do Bydgoszczy. 

Przyjechałyśmy tam, przespacerowałyśmy się przez Wyspę Młyńską, dotarłyśmy do Starego Rynku, przeszłyśmy po Alei Gwiazd i dotarłyśmy do głównego celu naszej podróży - Muzeum Mydła i Historii Brudu.



Czy polecam zwiedzić to muzeum? 
To właśnie główny problem - muzeum było naszym głównym celem, a okazało się niewarte uwagi. Prawdopodobnie mając piętnaście lat mniej, bawiłybyśmy się nieźle mieszając magiczny kisiel (czyli gotową masę mydlaną) z barwnikiem i olejkiem zapachowym, myśląc, że same, własnoręcznie wykonałyśmy prawdziwe mydło. 

zapomniałabym - mydło to nie tylko magiczny kisiel, barwnik i zapach,
ale także płatki owsiane, kawa bądź lawenda - do ozdoby!

Ten sposób samodzielnego wykonania mydła, nie do końca nas satysfakcjonował. Ekspozycja muzeum była dość uboga, a pan który nas oprowadzał, miał przygotowany tekst, który zdecydowanie sprawdziłby się w przypadku młodszych odbiorców... 

W żadnym wypadku nie żałuję jednak tego wyjazdu! Był nieco chaotyczny i szalony, czyli po prostu taki w naszym stylu - po prostu KOSMOS! :)




P.S. Czy ja już gdzieś pisałam, że od września nie jem mięsa? I tak - ten pozytywny stan utrzymuje się nadal :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz