piątek, 23 marca 2018

#17 Podsumowując Kosowo oraz dalsza droga do domu - Budapeszt [Seminari 7]


Budapeszt to dla mnie punkt graniczny bałkańskiej przygody i zwykłej codzienności. Piękne miasto, którego nigdy nie miałam okazji zwiedzić na spokojnie. Kolejny raz, czekając w stolicy Węgier na busa do domu, spacerowałam, nie wiedząc dokładnie co widzę... Język niepodobny do żadnego innego, przez co trudno się porozumieć, a nawet przeczytać nazwę budynku, przed którym się stoi, aby dowiedzieć się co to. Zdystansowani ludzie, mający całkiem inne usposobienie niż mieszkańcy Bałkanów. I architektura, która zapiera dech w piersiach. Ogromne, monumentalne budynki, które można zobaczyć za każdym rogiem. To właśnie Budapeszt!


To ostatni wpis z serii, kończący opis naszego Seminari 2017. Będzie tu raczej mało Budapesztu, skupię się na podsumowaniu całego cyklu. I jako że właśnie  Podsumowując oraz dalsza droga do domu... jeszcze Budapeszt!, będący ostatnim, pojawi się na blogu najwyżej (czyli dla czytelników jako pierwszy), zamieszczam poniżej cały plan, będący spisem treści naszej przygody:

   1. Seminari - co to w ogóle jest?
   2. Prisztińskie życie
   3. Kosowskie podróże - Kosowska Mitrowica, Prizren i Gračanica
   4. Nasze Skopje
   5. Długi powrót do domu, czyli Belgrad!

Kolejną informacją, którą chciałabym tu zawrzeć, jest plan podróży, który stworzyłam przed wyjazdem na  Seminari Ndërkombëtar për Gjuhën, Letërsinë dhe Kulturën Shqiptare (14 - 25 sierpnia 2017 r.), który udało nam się wypełnić w całości i który kształtował się w następujący sposób:

Data
Przewidziane akcje i atrakcje
13.08 (niedziela)
- godz. 14.25 – wyjazd z Torunia
14.08 (poniedziałek)
- godz. 4.55 – przyjazd do Wiednia
- jak najszybciej – złapanie autobusu do Prisztiny
- późny wieczór – przyjazd do Prisztiny
15.08 – 22.08
Udział w Seminari
*wyjazd do miasta Prizren (jeśli organizatorzy nas tam nie zabiorą)
*wyjazd do innych miasteczek Kosowa (udało się z Gračanicą i Kosovską Mitrovicą)
23.08(środa; przełożyłyśmy to na sobotę 19.08)
Wcześnie rano – wyjazd do SKOPJE, zwiedzanie i pyszne jedzenie; powrót do Prisztiny późnym wieczorem
24.08 (czwartek)
Wcześnie rano – wyjazd do Belgradu;  wieczorne zwiedzanie stolicy Serbii, w planach Kalemegdan, Skadarlija i Knez Mihajlova ulica; NOCLEG W BELGRADZIE
25.08 (piątek)
- od rana zwiedzanie Belgradu
- 21.50 wyjazd do Budapesztu
26.08 (sobota)
- 5.50 dojazd do Budapesztu (stacja Keleti)
(zostawiamy torby w depozycie i idziemy w miasto)
- rano – śniadanko i ruszamy zwiedzać Budapeszt
- znalezienie stacji Budapeszt Kelenföld vasútállomás i dojazd tam, 17.20 – wyjazd z Budapesztu
27.08 (niedziela)
0.20 dojazd do Krakowa i przesiadka na polskiego Busa do Torunia (kupujemy „komplet” biletów Budapeszt – Toruń za 104 zł, jednak mamy przesiadkę w Krakowie)
9.40 – przyjazd do Torunia

Cały wyjazd nie kosztował nas więcej niż tysiąc złotych. Jak na dwa tygodnie na Bałkanach, to całkiem nieźle, prawda? Nasze główne koszty związane były z transportem i kształtowały się mniej-więcej w następujący sposób:

* Autobus Wiedeń - Prisztina - około 50 euro , czyli 210 zł
* Autobus Prisztina - Skopje - 5 euro * 2 = 10 euro, czyli 42 zł
* Autobus Prisztina - Gračanica - 1 euro * 2 = 2 euro, czyli 4,20 zł
* Autobus Prisztina - Kosovska Mitrovica - 1,5 euro *2 = 3 euro, czyli 12, 60 zł
* Autobus Prisztina - Belgrad - 5 euro, czyli 60 zł
* Nocleg w Belgradzie - 11 euro, czyli 46 zł
* Pociąg Belgrad - Budapeszt - 15 euro , czyli 60 zł
* Autobus Budapeszt - Toruń -104 złco łącznie daje około 540 zł.

Należałoby doliczyć oczywiście kilka posiłków, jakieś napoje, kawki które wypijałyśmy w centrum oraz pamiątki. Bez problemu cały budżet wyjazdu da się jednak zamknąć w tysiącu złotych. 

Burek na śniadanie!


Skoro streściłam już cały nasz pobyt i podałam linki do wcześniejszych postów, czas przejść do Budapesztu!

W stolicy Węgier nie działo się zbyt wiele. Pobyt tam był dla nas bardzo męczący, ale także emocjonujący - z jednej strony wspominałyśmy wszystko co niedawno się wydarzyło, trochę nie dowierzając że to już koniec, z drugiej zaś, myślałyśmy już o powrocie do domu. Byłyśmy po nieprzespanej nocy, wiedziałyśmy że podczas kolejnej też nie zaznamy snu (no ok - z wyjątkiem Kasi, która spać potrafi zawsze i wszędzie!). 
Czas przeznaczony na Budapeszt to aż 10 godzin! Musiałyśmy wykorzystać go produktywnie i zobaczyć jak najwięcej!

Ja, Kasia i mapa Budapesztu - gdzie ruszamy najpierw?

Podróż przebiegła zgodnie z planem. Wsiadłyśmy w Belgradzie do pociągu i o 5.50 byłyśmy już w Budapeszcie. Zaskoczył nas fakt, że ogromną część naszych współpasażerów stanowili uchodźcy. Nie da się ukryć, że w Belgradzie na każdym kroku można spotkać imigrantów. Problem, o którym tyle się mówi w całej Europie, jest tam dużo bardziej widoczny niż w Polsce. Tajemnicą nie jest też informacja, że rząd węgierski bardzo sceptycznie podchodzi do pomocy uchodźcom i nie wykazuje chęci przyjęcia potrzebujących do swojego kraju. Zdziwiło nas więc, że mnóstwo ciemnoskórych, nie mówiących w żadnym europejskim języku osób jechało razem z nami. 

Podróż przebiegała dość sprawnie. Co prawda postój na granicy trwał około dwóch godzin, jednak wydaje mi się, że na tej trasie to norma. Przez liczne kontrole nie byłyśmy w stanie spać. Obserwowałyśmy ludzi wokół i naszymi ulubionymi pasażerami zostało rumuńskie małżeństwo, jadące do Budapesztu z kilkoma wielkimi torbami. Celnikom serbskim powiedzieli, iż wiozą w nich towar na handel, Węgrzy zaś usłyszeli, że w torbach znajdują się prywatne rzeczy podróżnych. 

Pani Rumunka była osobą bardzo wystylizowaną. W długiej kolorowej sukni oraz klapkach na obcasie. Ja na pewno nie zdecydowałabym się na taki strój wybierając się w tak daleką podróż! Ale przecież każdy lubi coś innego! 

Wszystko co wydarzyło się po opuszczeniu pociągu, mogłabym uznać za powtórkę z rozrywki (>tutaj< raz jeszcze link do powrotnego postu z maja 2016). Post pisany przez Kasię czy Monię pewnie wyglądałby inaczej. Ja mogę napisać, że ponownie po przyjeździe do miasta zostawiłyśmy bagaż w depozycie na dworcu, po czym ponownie poszłyśmy do pobliskiego McDonald'sa, gdzie tak jak ostatnio zjadłyśmy śniadanie, po czym identycznie jak ostatnio ruszyłyśmy w stronę Mostu Łańcuchowego...

Za anegdotkę z maka można uznać to, że chcąc wypić kawę bez mleka i zamawiając BIG black coffee, otrzymałam malutkie espersso. Było to o tyle zabawne, że (tak jak ostatnio w Budapeszcie) miałyśmy bardzo ograniczony budżet - końcówkę naszych euro, a nie chciałyśmy wymieniać już żadnych pieniędzy, żeby później nie musieć ich wydawać na siłę. Liczyłyśmy więc każdy grosz, a ja nie mogłam napić się porządnej kawy, bo dostałam malutkie espersso!

Most Łańcuchowy



Miałyśmy na tyle ograniczony budżet, że musiałyśmy rozplanować nawet wyjścia do łazienki. Wydawało się, że wszystko jest rozplanowane idealnie i panujemy nad sytuacją. Było tak, dopóki nie zapragnęłyśmy kupić sobie z Kasią lodów. Jako że widniejąca cena lodów, nie była ceną za gałkę, tylko za 100 gramów, wszystko nam się posypało! Nie rozumiejąc informacji w języku węgierskim, po tym jak wyliczyłyśmy na ile gałek nas stać, poprosiłyśmy o lody i... nie miałyśmy czym zapłacić. Na szczęście Kasia przypomniała sobie, że ma jeszcze jedną kartę płatniczą i że na niej powinno być jeszcze kilka euro. Zakup się powiódł, ale w momencie gdy pokazano nam cenę wybranych przez nas słodkości, byłyśmy naprawdę w szoku i myślałyśmy, że będziemy musiały zrobić z siebie zagubione turystki i  ze smutkiem powiedzieć no, no! thank you!

Pogoda w Budapeszcie zaskoczyła nas bardzo pozytywnie! Było gorąco i słońce nie opuszczało nas ani na moment. Po raz kolejny nie napiszę, co dokładnie widziałam w Budapeszcie - nie wiem. Ale widziałam dość sporo! Spacerowałyśmy z obu stron miasta, robiąc zdjęcia najbardziej okazałym budynkom. 







Mimo nijakości opisu, ten dzień był naprawdę pełen pozytywnych emocji! Chwilami, co prawda, zmęczenie brało górę. Jednak przede wszystkim, cieszyłyśmy się że mamy okazję zobaczyć nowe miejsce! Budapeszt jest naprawdę przepięknym miastem. Może całkiem sensownym pomysłem byłoby zaplanowanie tam kolejnej podróży? Spędzenie tam kilku dni, zakupienie przewodnika i świadome zwiedzanie?

Budapeszt przywołuje we mnie jednak konkretne emocje. Pobyt w tym mieście kojarzy mi się przede wszystkim z powrotem do domu, z wsiadaniem do polskiego busa na brzydkiej stacji Kelenfold vasutallomas, która znajduje się za miastem i na której nie ma nawet łazienki. Właśnie w tym miejscu znalazłyśmy się około 16.00, a godzinę później wsiadłyśmy do autokaru, by powrócić do Polski i zakończyć nasze szalone wakacje. Po północy wjechałyśmy do Krakowa, po czym po godzinnym oczekiwaniu, wsiadłyśmy do autobusu zmierzającego do toruńskiej rzeczywistości. 

Po godzinie dziewiątej byłyśmy już w Toruniu, a dziesięć godzin później byłam już w pracy! Prawdziwy, bolesny powrót do rzeczywistości!

W ten sposób zakończę opis bałkańskich wakacji 2017, wierząc że niejedna, podobna przygoda jeszcze przede mną! A wszystkim, którzy przebrnęli przez ten post (oraz wszystkie pozostałe) przesyłam gorący bałkański pozdrav i zachęcam do odwiedzenia Bałkanów podczas wakacji 2018! 
Vidimo se na Balkanu! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz