Pozdrawiamy ze Skopje!
Seminaryjny weekend to czas wyjazdów i poznawania innych miejsc Kosowa oraz kultury tego kraju. Na sobotę (19.08) organizatorzy zaplanowali wycieczkę do miasta Pejë (srb. Peć), my jednak postanowiłyśmy się wybrać nieco dalej i odwiedzić stolicę Macedonii - Skopje!
Jako że autobusy na trasie Prisztina - Skopje jeżdżą prawie co godzinę i kosztują tylko 5 euro, w sobotę z samego rana ruszyłyśmy na stację autobusową i już około godziny 10 wysiadłyśmy w stolicy sąsiedniego państwa.
Dziewczyny nie wiedziały czego się spodziewać. Ja zaś cieszyłam się jak dziecko, planowałam, że przejdziemy przez Starą Čaršiję, odwiedzimy Meczet Mustafy Paszy, twierdzę a później przejdziemy przez most do nowej części miasta, gdzie stoi pomnik Wojownika na koniu (czyli, kogo? - Aleksandra Macedońskiego!). Wspominałam (o chyba tutaj) jak bardzo chciałabym zobaczyć Skopje latem. No i się udało!
Udało się wszystko! Plan zrealizowany. Odwiedziłam najciekawsze miejsca Skopje i zobaczyłam je niepokryte śniegiem, tylko oświetlone słonecznymi promieniami. A dziewczyny, tak jak i ja, pokochały stolicę Macedonii!
Podróż nie była zbyt wyjątkowa. Autokar całkiem wygodny, przekroczenie granicy bez problemu. Jedynym ciekawym elementem podróży były nasze współpasażerki - grupa starszych pań, ubranych od góry do dołu w czerń, mimo upału, w chustach na głowach, które całą podróż mówiły między sobą (po macedońsku, ale było to dla mnie zrozumiałe), że jadą na dobrą imprezę, że nie będą się tłuc w Skopje autobusem, tylko zamówią sobie taksówki i pojadą prosto do restauracji!
Tak też zrobiły - po wyjściu z autobusu wsiadły do taksówek. My zaś zamówiłyśmy na dworcu tradycyjną kawkę i zaplanowałyśmy dalszą wycieczkę.
Stara Čaršija w Skopje
Zaczęłyśmy od starego miasta, czyli Čaršiji. Przeszyłyśmy cały bazar, weszłyśmy na twierdzę, kolejno odwiedziłyśmy Meczet Mustafy Paszy. Na twierdzy spotkałyśmy akurat polską wycieczkę, do której podczepiłyśmy się na momencik, żeby posłuchać ciekawostek pana przewodnika.
Skopsko Kale, czyli twierdza w Skopje
Za najbardziej emocjonujący moment wyprawy zdecydowanie można uznać wizytę w meczecie. Dla Kasi i Moni była to pierwsza wizyta w tego typu świątyni. Były więc nieco zestresowane. Oczywiście (znając nasze szczęście), kiedy podeszłyśmy w okolicę meczetu, rozpoczął się czas modlitwy. Musiałyśmy więc cierpliwie poczekać. Weszłyśmy do środka kiedy meczet był całkowicie pusty.
Weszłyśmy tam, rozejrzałyśmy się, wyszłyśmy. Wewnątrz nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego (poza tym, że przy wejściu wisiały chusty, z których można było korzystać, ale my ich nie zauważyłyśmy i w artystyczny sposób oplotłyśmy sobie swetry wokół głowy). Dziewczyny mimo to, po wyjściu stwierdziły, że "było strasznie". Ale co dokładnie wydawało się takie straszne? Nie umiały wyjaśnić, ja też nie mam pojęcia...
Po wyjściu z meczetu wróciłyśmy na Čaršiję. Zjadłyśmy obiad w jednej z lokalnych restauracyjek, po czym poszłyśmy na kawę i baklavę. Ciasto to jednak przegrało starcie z trileciem, które uznałyśmy za najpyszniejszy bałkański smakołyk!
Chodząc po bazarku i szukając miejsca, w którym usiądziemy na kawę, pytałyśmy o trileće i jeden z właścicieli restauracji zaproponował, że jeśli usiądziemy właśnie w jego lokalu, pójdzie po nasze ulubione ciasto do innego punktu i nam je zaserwuje! Tak wygląda prawdziwa walka o klienta! Nie skorzystałyśmy jednak z propozycji, darowałyśmy sobie kolejną kawkę i ruszyłyśmy w stronę centrum, by podziwiać obiekty powstałe w ramach projektu Skopje 2014.
Polacy muszą stanowić dużą część turystów odwiedzających stolicę Macedonii, gdyż po drodze zdarzało się, że restauratorzy próbowali zagadywać nas po polsku, słysząc jak rozmawiamy między sobą. Całkiem zabawnie było słyszeć łamany język polski, nie skorzystałyśmy jednak z żadnego zaproszenia. Udałyśmy się na brzeg Vardaru, po czym przeszłyśmy przez most na drugą stronę miasta.
Ja, Vardar, kamienny most, a w tle Wojownik na koniu - kwintesencja wakacyjnego Skopje
Most Artystów
Deptak przy Vardarze jest latem niesamowicie piękny! Można by tam spacerować godzinami! Pobyt w tym miejscu umila muzyka dobiegająca z okolicy Mostu Artystów. Podczas naszej wędrówki z głośnika dobiegała muzyka z filmu Kevin sam w domu. To dopiero wyjątkowe uczucie - słyszeć tak charakterystyczną, przywołującą konkretne skojarzenie muzykę, spacerując w pełnym słońcu. Określiłabym to jednym słowem - KOSMOS!
Druga część miasta także nas zachwyciła! Niestety Muzeum Matki Teresy było już zamknięte. Nie odwiedziłyśmy więc żadnego muzeum, przebiegłyśmy się jednak przez fontannę znajdującą się przed pomnikiem Wojownika na koniu.
Cóż poza tym? Poza tym było po prostu cudownie! Piękne miejsce, piękna pogoda i świetne towarzystwo! Czego chcieć więcej?
Oczywiście pomnik Aleksandra Macedońskiego!
Nadal mam niedosyt tego miasta! A to chyba najlepsza rekomendacja. Skopje to miejsce, to którego chce się wracać. Miasto wyjątkowe, klimatyczne, różnorodne...
Spędziłyśmy tam tylko jeden dzień. Wieczorem wróciłyśmy do naszej seminaryjnej Prisztiny, ciesząc się faktem, że kolejnego dnia również czeka nas podróż - podróż do przepięknego Prizrenu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz