Czas leci nieubłaganie szybko. Regularne zapiski pomagają uporządkować życie, sprawiają, że widzimy, iż każdy dzień nie wygląda identycznie. Taką rolę pełnił dla nas Balk.ann, gdy byłyśmy w Serbii. Nie chcę jednak, aby ten blog był moim pamiętnikiem, nie chcę tu zdradzać szczegółów ze swojego życia. Według założenia blog ma uporządkować moje wyjazdowe wspomnienia, tak abym mogła tu wejść w dowolnym momencie i przypomnieć sobie Co ja dokładnie porabiałam w tym Skopje? Drugim założeniem bloga miała być możliwość dzielenia się moimi doświadczeniami i powoli zdobywaną wiedzą na temat naturalnych, zdrowych kosmetyków. Pomysł porzuciłam, bo żadna ze mnie kosmetyczna specjalistka, jednak w dzisiejszym podsumowaniu spróbuję wpleść trochę kosmetycznej tematyki.
Stwierdziłam, że skrótowe podsumowanie miesiąca, to całkiem dobry blogowy pomysł! Dzięki tego typu wpisom będę miała okazję, aby przemyśleć sobie każdy miesiąc, zauważyć, że jednak coś się w ciągu niego działo, że nie minął wcale tak szybko!
Najważniejszym wydarzeniem tego miesiąca był oczywiście wyjazd do Macedonii Północnej!
Równie ważnym wydarzeniem tego miesiąca było założenie bloga, ale to oczywiste, więc nie będę się a ten temat rozpisywać!
Z bałkańskich wydarzeń, muszę wspomnieć o rocznicy mojego wyjazdu do Serbii! Rok temu najprawdopodobniej byłam w drodze na nowosadzką stołówkę, gdzie o godzinie 12 rozpoczynał się obiad i codziennie odstawałyśmy niesamowite "pyszności". Bo, rok temu, w lutym (dokładnie 16.02.2016) rozpoczęła się nasza bałkańska przygoda!
za nami Novi Sad, zdjęcie zrobione na twierdzy Petrovaradin; więcej informacji na ten temat na balk-ann.blogspot.com |
I tyle jeśli chodzi o Bałkany!
Poza tym szara codzienność. Głównie praca i sesja. Co prawda ja nie miałam ciężkiej sesji (kłamałabym, gdybym narzekała), jednak jako że znajomi mieli dość dużo egzaminów, brałam w pracy więcej zmian, po pierwsze - ze względu na wolny czas, po drugie - aby inni mogli mieć wolne.
Oczywiście zdarzyły się też małe zakupy kosmetyczne, które upiękniły mój luty. Jednak teraz nie o nich! Wprost przeciwnie - przed nami moje pierwsze kosmetyczne denko. Przez dłuższy czas składowałam ogromne ilości kosmetyków, zamawiając w sklepie internetowym szampon, dorzucałam do koszyczka i maskę, i odżywkę i jakieś maseczki, bo wszystko wydawało się takie tanie! Potem nastał czas świątecznych wyprzedaży, kolejno poświątecznych w jeszcze niższych cenach. A ja, mając jakieś zaćmienia umysłu, korzystałam z promocji i kupowałam wszystko, aby mieć coś na zapas, kiedy skończę inne tego typu kosmetyki, których w szafce miałam już po dwa-trzy z każdego rodzaju.
Powiedziałam DOŚĆ! Dziś mam już tylko jeden szampon, jeden żel pod prysznic, jeden balsam, wykończyłam wszystkie peelingi i korzystam tylko z kawowego, który wykonuję sama. I jest mi o wiele lepiej!
Wśród kosmetyków, które udało mi się zużyć jest żel pod prysznic Alterra, który uwielbiam za delikatny skład oraz szampon BioVax naturalne oleje, z którego byłam bardzo zadowolona i do którego kiedyś na pewno jeszcze wrócę. Włosy po nim wydawały się odżywione, jak po odżywce! Co do odżywek - w ostatnim czasie wykończyłam też (już chyba trzecie opakowanie) maski drożdżowej Babuszki Agafii, którą także serdecznie polecam. Nie jestem pewna, czy pobudza wzrost włosów. Działa jednak bardzo dobrze nawilżając włosy, jak i na skórę głowy, którą koi i nawilża, nie powodując przetłuszczania włosów u nasady.
Zużyłam peeling Nacomi, który był naprawdę super i za którym tęsknię! Jednak pozostanę przy własnoręcznie wykonywanym peelingu kawowym. Używałam także olejku do ciała Evree, który mnie nie zachwycił oraz pomarańczowego masła do ciała z firmy Ziaja, które kiedyś było moim ulubieńcem. Masło nie ma w składzie parafiny, jego skład jak na Ziaję wydaje się bardzo dobry, jednak obecnie skłaniam się bardziej ku masłom od Nacomi lub Vianka.
Moim dużym ulubieńcem z kategorii kosmetyków kolorowych jest czerwona szminka Felicea w kolorze 25 koral. Uwielbiam tę firmę, mam ich róże do policzków i korektor. Od dawna marzyłam o czerwonej szmince, która będzie komfortowa i będzie się nadawać na co dzień. I mam! A teraz marzę jeszcze o pomadce w kolorze brudnego różu tej samej firmy.
Innym ulubieńcem tego miesiąca jest książka, którą przeczytałam na lotnisku, czekając na samolot. Poradnik autorstwa Adiny Grigore "Szczęśliwa skóra" dotyczący naturalnej pielęgnacji.
Co dalej? Zapachy!
Najpierw pokochałam Light Blue Dolce&Gabbana, potem korzystając z promocji kupiłam jego tańszy odpowiednik - I love love Moschino. Szukając zapachu na zimę, komponującego się ze swetrami, w ciemno postawiłam na Cheap&Chic tej samej marki.
Jednak ja już czuję wiosnę i powoli wracam do mojego cytrusowego zapachu lata!
Ostatnim ulubieńcem lutego jest Gala wręczenia Oscarów, którą oglądałam za znajomymi w jednym z toruńskich klubów. Siedzieliśmy tam prawie do 6 rano! Jednak było warto - chyba każdy słyszał o niefortunnej pomyłce, która wydarzyła się pod koniec Gali! A ja, mogę wręcz powiedzieć, że byłam tego świadkiem!
I chyba tyle... mój luty minął pod hasłami Skopje, wspomnienia oraz denkuję kosmetyki :)
Moje kolejne miesiące, wraz z nadejściem wiosny, będą o wiele bardziej kolorowe - taką przynajmniej mam nadzieję! Za miesiąc pojawi się kolejne podsumowanie, ale obiecuję, że także w trakcie miesiąca będzie dość ciekawie, może nawet ciekawiej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz