wtorek, 28 lutego 2017

#4 two nights in Prisztina

[3-5.02.2017]
Moim wstępnym założeniem skopijskiej podróży było Kosowo. Wybrałam się więc i tam! Choć pogoda zdecydowanie nie sprzyjała...


Do Prisztiny przyjechałam piątego dnia mojego pobytu, czyli w piątek. Byłam tam około godziny 19.00. Jako że nie był to mój pierwszy pobyt w tym mieście, postanowiłam iść pieszo ze stacji autobusowej do centrum. Stolica Kosowa jest dość nietypowym miejscem pod wieloma względami - jednym z przejawów tego jest fakt, że stacja autobusowa jest za miastem. Droga do centrum zajęła mi więc około 40 minut. Zameldowałam się w hostelu Han, o którym wspomniałam już we wcześniejszym poście, wzięłam prysznic (w Prisztinie bieżąca woda dostępna jest tylko do godziny 22!; o ile się nie mylę przerwa w dostawie wody trwa od 22 do 6 rano) i wyszłam na kolację z Olą. Kolejnego dnia lało, lało, lało, zaś w niedzielę popołudniu wracałam już do Skopje, ponieważ w poniedziałek rano miałam powrotny lot - tak mogłabym streścić całą moją tegoroczną kosowską przygodę



        






Moje artystyczne zdjęcie Pomnika
Braterstwa i Jedności;



           oraz zdjęcie tego samego obiektu,
           zrobione w ciągu dnia ukazujące cudowną
           pogodę, na którą trafiłam w Prisztinie. 


                                                                                                 



Tak więc nie było mowy o zwiedzaniu! Poza tym Prisztina nie jest duża. Kiedyś spędziłam tam już trochę czasu, więc spokojnie mogę powiedzieć, że już wszystko widziałam! 
Jedyną nową rzeczą, która zaskoczyła mnie w stolicy był duży, żółty klocek lego stojący na głównym deptaku, blisko pomnika Skanderbega:


O ile dobrze zrozumiałam, klocek symbolizuje to, że

Kosowo jest brakującym elementem układanki Unii Europejskiej!

Klocek lego był chyba największym zaskoczeniem i największą atrakcją, która mnie spotkała w Kosowie. Muszę przyznać, że w hostelu trafiłam także na bardzo miłych, nieco szalonych współlokatorów. Wśród nich, całkiem przypadkowo, znalazła się Marzena, którą kojarzyłam z kursu języka albańskiego, w którym brałam udział właśnie w Prisztinie w 2013 roku. Miałam więc z kim wyjść na spacer i na kawę. Zwiedzałam miasto także z Irlandką o imieniu Jill, która wcześniej kupiła albańską flagę ciesząc się, że ma kosowskie pamiątki. Kiedy już udało mi się jej wytłumaczyć, że jest to flaga albańska (która rzeczywiście jest widoczna na ulicach Prisztiny ze względu na wpływy tego państwa) i że flaga Kosowa przedstawia kształt kraju na niebieskim tle i gwiazdami powyżej, Jill podczas kolejnych zakupów nabyła naszywki na plecak z symbolami Armii Wyzwolenia Kosowa! Poczułam więc, że muszę jej pomóc i wybrać się z nią na bazarek, żeby dziewczyna mogła ze sobą zabrać chociaż jakąś kosowską drobnostkę! Poza tym w Prisztinie była też Ola, u której w akademiku spędziłam trochę czasu. Mogę więc stwierdzić, że ta podróż była dla mnie mało odkrywcza, była jednak interesująca ze względu na ludzi, z którymi mogłam spędzić czas!



W niedzielę, kiedy już miałam wracać do Skopje, wyszło słońce! To zdjęcie, nie różni się bardzo od zdjęcia, które miałam okazję zrobić we wspomniane wakacje!





A jest to oczywiście budynek biblioteki, która pojawia się w wielu rankingach najbrzydszych budowli w Europie. 











A tuż przed moim wyjazdem z miasta, pojawiła się piękna wiosna!

I właściwie na tym mogłabym skończyć moją opowieść... Wieczorem powróciłam do Skopje (autobusy Skopje - Prisztina jeżdżą prawie co godzinę), spędziłam noc w Shanti, a o 10 rano wsiadłam do autobusu na lotnisko, skąd o 13 wyleciałam do Berlina.

! Jeśli chodzi o dojazd na lotnisko w Skopje - najlepiej korzystać z autobusu Vardar Express (>>tu znajduje się rozkład<<). Koszt autobusu to 140 denarów, czyli 2.30 euro, podczas gdy taksówka kosztuje 20 euro (jest jedna narzucona odgórnie cena dla taksówkarzy) !


A później już tylko Polski bus i do domu...

................................................................................................................................................................................

Szczerze mówiąc, była to moja pierwsza podróż tego typu, kiedy sama wzięłam plecak i poleciałam zwiedzać świat. Początkowo przypuszczałam, że więcej czasu spędzę z moją koleżanką, która studiuje na tamtejszym uniwersytecie. Kiedy zdałam sobie sprawę, że Ola zajęta jest innymi sprawami, zrozumiałam że muszę dać radę sama. I wiecie co? Dałam! Nie bałam się, poznałam nowych ludzi i zobaczyłam niesamowite miejsca. To, czym przede wszystkim była dla mnie ta podróż, to nauka samodzielnego podróżowania i wiary w siebie. Teraz chętnie wzięłabym plecak i poleciała gdzieś jeszcze, gdzie jeszcze mnie nie było!
................................................................................................................................................................................

Na pewno także chciałabym wrócić do Skopje, kiedy będzie słońce. Chciałabym zobaczyć Ochrydę. I powrócić do Kosowa, ale nie koniecznie do Prisztiny - do Prizrenu, który jest miastem do którego chce się wracać, który pozostawia po sobie niedosyt...



30.01-6.02. 2017 - Skopje, Kruszewo, Tetowo, Prisztina



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz