wtorek, 30 czerwca 2020

#46 Czerwcowy miesięcznik [półrocznik, blogownik]


Przyszło do nas lato! Prawdziwe, gorące i słoneczne. To już czerwiec - połowa roku za nami! Można by rzec kiedy to minęło? Czy z nadejściem czerwca coś się zmieniło?


W czerwcu:
  • wypowiedziałam umowę na mieszkanie, zrezygnowałam z mieszkania w kawalerce
  • przeprowadziłam się nieopodal, mieszkam nadal blisko Parku Śląskiego, tym razem mam współlokatorów i przyznaję, że chwilowo czuję się bardzo studencko
  • spędziłam tydzień w domu u rodziców
  • w końcu nadrobiłam wszystkie zaległe wizyty lekarskie i wiem, że jestem zdrowa jak ryba!
  • przez cały miesiąc nie kupiłam żadnego kosmetyku
  • baaaardzo dużo spacerowałam
  • wzięłam udział w głosowaniu w wyborach prezydenckich i 12 lipca ponownie wybiorę się na głosowanie


Z minusów, muszę przyznać, ze bardzo zaniedbałam naukę języków obcych oraz ćwiczenia fizyczne (Mel B i Monika Kołakowska na pewno za mną tęsknią).

W tym miesiącu przeczytałam:

      8.  Zabić Drozda, Harper Lee 
      9.  Mężczyzna w brązowym garniturze, Agata Christie
     10.  Ania z Zielonego Wzgórza, Lucy Maud Montgomery  (powrót do dawnych czasów, podczas pobytu w domu)
     11.  Gdyby ocean nosił twoje imię, Tareh Mafi
     12.  Dziewczyna z wieży, Katherine Arden
     13.  Zima Czarownicy, Katherine Arden

Jestem w trakcie czytania:
     14. Naondel. Kroniki Czerwonego Klasztoru, Maria Turtschaninoff 


W DOMU

Czerwiec był dla mnie dobrym miesiącem. Po połowie roku marazmu i samotnego oczekiwania na to, co się wydarzy, i czy w ogóle się wydarzy... nagle zaczęło się dziać naprawdę sporo! Żyliśmy, i właściwie nadal żyjemy, w stanie pandemii. Z początkiem czerwca świat zaczął jednak powoli wracać do normy, a ja po tygodniowym pobycie w domu, wróciłam do codzienności z pozytywną energią i chęcią działania. Dużo się działo w pracy, dużo się działo w życiu i zapowiada się, że dziać się będzie jeszcze więcej!


W DOMU

ROSARIUM W PARKU ŚLĄSKIM

To nie tylko podsumowanie czerwca, ale także podsumowanie połowy roku. Niełatwo uwierzyć mi w to, że mieszkam w Katowicach już sześć miesięcy. A tym bardziej niewiarygodny jest fakt, że aż trzy z nich spędziłam siedząc samotnie w mieszkaniu. Początek roku był zbyt krótki, by nawiązać bliższe znajomości. Nie miałam więc kogo zaprosić na kawę, ani z kim udać się do parku. Od połowy marca aż po czerwiec dni wypełniałam sobie sama. Z każdego zdarzenia należy jednak wyciągnąć naukę! Nie chcąc tracić czasu i spędzać go w nudzie, szukałam sposobu na rozwój. Nie narzekałam! Odnoszę wrażenie, że to jedna z zalet pandemii - nauczyliśmy się doceniać to, co mamy! Dużo się uczyłam, czytałam. Przyznaję, że podczas studiów niejako odeszłam od czytania, czynność ta kojarzyła mi się raczej z obowiązkiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla niektórych 5-6 książek w miesiącu nie jest wygórowanym wynikiem, jednak przez poprzednie trzy lata, czytałam mniej niż 10 książek rocznie. Można więc uznać, że moje obecne wyniki są naprawdę imponujące!

Właściwie nie oglądałam w tym półroczu filmów. Miałam niechlubny czas, gdy obejrzałam dwa tureckie seriale (każdy z nich miał tylko po 32 odcinki), ale o tym wolałabym nie opowiadać. W domu, z mamą obejrzałam 3-odcinkowy francuski serial kryminalny Modliszka, a poza tym dotychczas w 2020 roku obejrzałam tylko Małe Kobietki, Interstellar i filmy dokumentalne Kedi - sekretne życie kotów i Kraina miodu. Skupiałam się na puzzlach, fiszkach do angielskiego, książkach i spacerach. To chyba całkiem niezły kierunek!

Zaczęłam się bardziej stosować do zasad minimalizmu. Przyznaję szczerze, że daleko mi do prawdziwej minimalistki. Od dawna jednak czytam o ideach less waste, minimaliźmie i odejściu od fast fashion. Do niedawna jednak buszowałam w second handach i przynosiłam kilka łupów w miesiącu. I co z tego, że tanie i skoro używane, to całkiem eko, skoro niepotrzebne? Zakupy kosmetyczne zaś, bardzo często były po prostu moim poprawiaczem humoru. Od lutego nie zakupiłam żadnego nowego elementu garderoby, a moje zakupy kosmetyczne od dwóch miesięcy skupiają się naprawdę tylko na potrzebnych rzeczach! 

Ostatnią kwestią, która się zmieniła, jest blog. Podchodzę do niego ze zdecydowanie większym zaangażowaniem. Pisanie od zawsze sprawiało mi radość. Od kiedy wróciłam do blogowania w połowie maja, staram się pisać tak, by być naprawdę zadowoloną z każdego nowego publikowanego wpisu. Pisanie, zwłaszcza to na temat podróży, uświadomiło mi jak bardzo zmieniła się moja świadomość na przełomie ostatnich lat. Jestem bardziej świadomym konsumentem, który stara się wybierać etyczne i proekologiczne produkty. Jestem też dużo bardziej świadomym podróżnikiem. Od zawsze twierdziłam, że lubię podróże. Dawniej pociągał mnie jednak sam fakt przemieszczania się w inne miejsce, mobilności i przyglądanie się inności. Kiedy pisząc, wspominałam mój pobyt w Nowym Sadzie i Zadarze, było mi wstyd, że przez czas tam spędzony nie odwiedziłam żadnego muzeum. Gdy wspominałam Brukselę, pomyślałam, że pamiętam z niej głównie czekoladę! Oczywiście, rozwijamy się z wiekiem i nie można oczekiwać, że nastolatka z radością przejdzie się po wszystkich muzeach odwiedzanego miasta i będzie to z dumą latami wspominać. Mimo wszystko, stwierdzam, że moje dawne wyjazdy były niepełne i nie wyciągnęłam z nich zbyt wiele. Jednym z miejsc, do poznawania którego podeszłam w ostatnim czasie naprawdę świadomie, jest Herceg Novi, w którym podczas sezonu wakacyjnego 2018, po przybyciu do Czarnogóry, zwiedziłam wszystkie twierdze i muzea. Na temat tego miasta na pewno pojawi się jeszcze niejeden artykuł! Drugim takim miastem był Dubrownik, w którym odwiedziłam muzea, przeszłam się po murach miejskich, wjechałam na Srđ. Miasto, które przez czas tam spędzony, naprawdę starałam się poznać!



Lista moich dotychczasowych podróży nie jest może zbyt imponująca. Jestem jednak z nich dumna. Mam nadzieję, że mapa będzie się sukcesywnie zapełniać. Blog, ten lub Balk-ann, z lepszym bądź z gorszym skutkiem, zawierają w sobie opisy niemal wszystkich tych wyjazdów. Spisując ostatnie wspomnienia z Belgii i Hiszpanii, zastanawiałam się nad opisaniem pokrótce wyjazdu na Ukrainę, jednak nie miałabym na ten temat do napisania zbyt wiele. W listopadzie 2013 roku brałam udział w objeździe naukowym studentów archiwistyki (sic!) i wyjazd ten był raczej zabawą integracyjną, aniżeli świadomą podróżą i zwiedzaniem. Lwów mnie wtedy zachwycił i wiem, że chciałabym tam jeszcze wrócić, zaś Kijów zadziwił swoim komunistycznym stylem i srogością.



UKRAINA: Lwów, Kijów, listopad 2013


Mam nadzieję, że niebawem czekają mnie kolejne podróże, które uda mi się opisać ciekawie i wyczerpująco, zachęcając Was do uczestniczenia w tej balk-annskiej wycieczce!

Kto wybierze się ze mną w kolejną podróż?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz